poniedziałek, 25 stycznia 2016

Koniec zimy?

Czyżby koniec zimy? Tegoroczna zima, jak i w poprzednich latach, składa się z incydentów zimowych, jeden z nich właśnie się kończy. Zapewne nastąpią kolejne, wszak jeszcze dwa prawie kalendarzowe miesiące owej. Za oknem mgła i siąpiący deszcz. Dopóki jeszcze było coś widać, dzień sporo już się wydłużył. Weekend minął jak z bicza trzasł, jeden dzień niepodobny do drugiego. Sobota w zasadzie pogodna, raczej zimna, chociaż bez przesady. Sporo było straszenia niską temperaturą tak, że te -6 rankiem były miłym zaskoczeniem. Uzbrojeni w ciepłe ubrania, stuptuty, wyruszyliśmy na Magurkę. Śniegu nie było za dużo, padał lekki puch, dlatego później siadł i leżał cienką warstwą, raczej. Droga nie była za ciężka, bo śnieg był zmrożony, widoczność dosyć dobra. Wszystkie okoliczne szczyty doskonale było widać, Skrzyczny, obsypany śniegiem pięknie prezentował się na tle zimno niebieskiego nieba. Z samej Magurki całkiem wyraźnie widoczny był Rozszutec, można było również na horyzoncie dostrzec, bliżej Pilsko, a trochę dalej Tatry. Całkiem wyraźnie! Okazało się, po krótkim pobycie w "Chacie pod Bukami", że nie jest tak ciepło jak nam się na początku wydawało, nawet przy kominku, w którym rozpaliliśmy ogień, i trochę zmarznięci zbiegliśmy na dół, do domu. Natomiast niedziela od rana pochmurna, temperatura powyżej zera. Po drodze na Klimczok doświadczyliśmy całej gamy opadów. Od drobnego deszczu, poprzez marznącą mżawkę i deszcz ze śniegiem aż po sam śnieg na szczycie. Droga zabrała nam przeszło dwie godziny, trochę więcej niż zwykle. Śnieg był mokry i stopy zapadały się przy każdym kroku, raczej więc ciężko się szło, przynajmniej mnie. W schronisku początkowo pustym, koło południa zaroiło się i zrobiło się głośno. Krótko po dwunastej poszliśmy więc na Karkoszczonkę gdzie, okazało się, również było pełno. Na przełęczy dosyć mocno lało, śnieg topniał w oczach. Widoczność w niedzielę prawie zerowa, nic nie było widać oprócz mgły, która otulała drzewa, dawała złudne poczucie pobytu w dziurawej chałupie, co stwarzało wrażenie ciepła. Pokażę to na moich zdjęciach, zapraszam. 




































poniedziałek, 18 stycznia 2016

No i zima!

No i przyszła i zatrzymała się, wygląda, że na dłużej. Nie wiem czy chcę, aby się tak rozpanoszała. Mam nadzieję, że to" na dłużej" będzie trwało najwyżej ze dwa tygodnie. Pocieszam się tym, że już styczeń, dnia przybyło, słońce częściej pojawia się na niebie i jakoś tak optymistyczniej się zrobiło. A, że luty bywał czasem luty...Ostatnie trzy dni z prószącym lekko śniegiem, z małym mrozem nie były najgorsze. W sobotę mój mąż sam poszedł na Magurkę, na schronisku było pełno ludzi, śnieg sobie leciutko posypywał i było pięknie. Znajomych nie spotkał żadnych, i chyba nie miał z kim pogadać, bo szybko wrócił. W niedzielę pojechaliśmy do Szczyrku, skąd wyszliśmy na Klimczok. Droga do samego schroniska odśnieżona, ale i tak, ze względu na świeży śnieg, szło się ciężko. Drzewa lekko przysypane śniegiem, ale to na samej górze tylko. Dobrze, że nie było ślisko, bo lodu boję się bardzo. Kilka lat temu, schodząc z Karkoszczonki co krok leżałam, podnosiłam się i znów leżałam. Po którymś z  kolei upadku, pamiętam, rozpłakałam się i nie chciałam wstawać! Od tego czasu boję się lodu jak ognia, chociaż jedno powinno zwalczyć drugie. W schronisku pełno było ludzi, musieliśmy usiąść przy całkiem innym stoliku, bo te przy których zwykle siadywaliśmy były zajęte. Ot, siła przyzwyczajenia! Schodząc na Karkoszczonkę spotkaliśmy Dziadka Józka, szedł na Klimczok na biegówkach a stamtąd do Bielska. Zaznaczam, że wyżej wymieniony ma 87 lat. A rześki i czerstwy jak mało kto! Te góry niejedno widziały, wszak stoją tu od tysiącleci, i dziwię się czasem ich niewzruszoności. Na Karkoszczonce niezwykle uroczyście, piękne kwiaty i dekoracje, w sobotę odbył się tam ślub cywilny. Przybyła urzędniczka i o 16 min 16, 16.01.2016, udzieliła ślubu parze młodych ludzi. Musiało być przepięknie!

























środa, 6 stycznia 2016

Na Magurce.

Dzisiaj zacznijmy od zdjęć, kto się nie znudzi, dojdzie do tekstu.




Jak się dobrze przyjrzeć to widać Tatry.






Pilsko.







Magurczańskie zbóje. 



Widok na słowacką stronę, w głębi Rozsutec.




Skrzyczne.





Dzisiejsze wyjście na Magurkę było wyjątkowe, bo pojawiło się trochę śniegu. Naprawdę jest go bardzo mało, ale pobieliło ścieżki i cieniutka warstewka białego puchu pokryła drzewa, zwłaszcza iglaki. Świerki czy jodły bardzo ładnie wyglądają w białych tiulowych sukienkach. Gałązki buków również otulone jakby białą watą, pamiętacie watę, którą kładło się cieniutko na gałązkach choinki i miała imitować właśnie śnieg. Jeśli pamiętacie to już starzy jesteście bo to temat mojego dzieciństwa, w połączeniu z prawdziwymi świeczuszkami, bo takie wtedy były, często wybuchały pożary choinek. Sama pamiętam taki pożar, choinka przewróciła się i szybko zajęła ogniem, nie pamiętam czy spłonęła w całości. Stroiło się taką choinkę papierowymi ozdobami wykonanymi w domu, jeżykami, pajacykami, łańcuchami ze słomy i bibułki, same łatwopalne materiały! Śnieg był dzisiaj lekko zatajany, do południa u nas w mieście było+ 4 st. Widoki były nie tylko dalekie, ale również malownicze, głównie od południowej strony, gdyż miasta nie było widać wcale. Głęboka mgła zalegała nad Bielskiem, zrobiłam kilka zdjęć na których widać, że nic nie widać. Mnóstwo tropów pojawiło się na śniegu, nie bardzo radzę sobie z ich rozpoznawaniem, więc nie będę się mądrzyć. Ludzi całkiem sporo w schronisku, w Chacie pod Bukami też. Znajomych jak na lekarstwo. Znakomicie smakował w Chacie pod Bukami chleb ze smalcem, jak wieść gminna głosi, nie zawiera cholesterolu, więc można się nim objadać bezkarnie. Prawda to czy mit każdy musi sam rozstrzygnąć. My rozsądziliśmy na rzecz smalcu i zjedliśmy ze smakiem po dwie kromki. Kilka zdjęć zapewne przybliży Wam atmosferę tego dnia.