poniedziałek, 12 października 2015

Nareszcie!

Po miesiącu nieobecności nareszcie wkroczyliśmy na szlak. Sobotnia wycieczka prowadziła z Buczkowic na Skrzyczne, później przez Malinowską Skałę na Biały Krzyż, a w niedzielę z Bystrej na Klimczok i Karkoszczonkę. Pogodowo  dzień wczorajszy i dzisiejszy był jak głęboka jesień średniowiecza: szary, bury i...ponury. Chociaż akurat to ostatnie stwierdzenie jest najmniej prawdziwe. Co do szarości i burości to też nie do końca prawda. Szare było, owszem, niebo, ale nic poza tym, były chwile jednakże kiedy blado złote promienie, zdało się, już, już przebiją grube brzuchy czarnych chmur, wypełnione rosnącym śniegiem!   Szarozieloność lasu rozświetlają buki, które wyglądają jak latarenki gazowe, sieją wkoło ciepłym, łagodnym, nieco rozproszonym światłem. Złota ochra pyszni się na niektórych bukach, karmelem pokryte inne, a inne jeszcze pomalowane burgundem. Właściwie w lesie wszystkie drzewa jeszcze zielonolistne, oprócz wspomnianych buków i jaworów, no i poszycie też zmieniło kolor. Trawy pożółkły i wyblakły, borowiny poczerwieniały, na krzaczkach pod Magurą jeszcze mnóstwo jagód, na zboczach Skrzycznego również. W sobotę na szlaku sporo grzybów, jadalnych, ale były również malownicze grupki czerwonych muchomorów. Wyglądają tak uroczo, że chciałoby się napełnić nimi koszyk, ale zupa z nich to nie całkiem dobry pomysł. Chyba, że przykładem syberyjskich szamanów chciałoby się doznać narkotycznych wizji. Ale tak daleko jeszcze nie doszliśmy. W międzyczasie zastanawiałam się co takiego jest w górach, co tak przyciąga, i nie bardzo potrafię jednoznacznie określić, co to jest. To tak jak z miłością do mężczyzny, nie bardzo potrafimy określić za co kochamy, bo oprócz cech, które łatwo jest wymienić, jest jeszcze coś. Coś nieokreślonego, chemia, porozumienie dusz, w którym nie ma naszego udziału, świadomego, tak myślę. Tak i w górach jest metafizyka, na jednych działająca na innych nie. "To" cię gna na szlak nie zważając na pogodę, na rozmaite niedyspozycje organizmu, każe ci iść naprzód i naprzód, nie jest ważne nawet gdzie, byle przed siebie! Im bardziej zmęczony wrócisz, tym większa satysfakcja i zadowolenie. A, że przy okazji spotkasz ciekawych ludzi, napasiesz swoje oczy nieziemskimi widokami, tym lepiej. Tym lepiej, jeśli jeszcze przy okazji jakby, przeżyjesz chwile uniesień, wdzięczności za to, że istniejesz, i że jesteś częścią tego ogromnego, bezbłędnie działającego organizmu. I ja to właśnie tam mogę odczuć. Każde takie drgnienie duszy ubogaca ogromnie i pogłębia nasze ja. Myślę, że dużo takich ludzi jest na szlaku, ale spotykając się nie mówi się o tym. Przynajmniej nie bezpośrednio. A właściwie szkoda. a teraz kilka zdjęć.


































1 komentarz:

  1. Wspaniale napisane! Mnie tez tam cos przyciaga, moze chec 'zdobywania' i pokonywania slabosci? A zdjecia muchomorkow przypominaja mi dziecinstwo i wycieczki szkolne na Magurke, nie wiedziec czemu... Az sie lezka w oku kreci.

    OdpowiedzUsuń