niedziela, 6 września 2015

Kontynuacja.

Bardzo lubię, jak już pisałam Beskid Żywiecki, nie ma wyciągów, wszędzie musisz wejść "nogami". Wszędzie daleko. Idziesz w ciszy i spokoju, sam ze swoimi myślami, sam na sam z przyrodą, wdychasz zapachy surowe a zarazem swojskie. Zapach lasu, wiatru, deszczu, polnych dróg pokrytych pyłem, hal pachnących owcami i ich łajnem. Możesz poczuć, że jesteś częścią przyrody, poczuć bicie jej ogromnego serca. Uspokajającą miarowość bicia jej serca. W lesie drzewa iglaste brzęczą pszczołami, które pracowicie zbierają spadź. Dla kogo? Dla nas, widzisz, że wszystko jest po coś, z czegoś wynika i do czegoś dąży. Masz poczucie, że jesteś małym trybikiem i jednocześnie, że możesz wszystko. Idziesz ze wzniesienia na wzniesienie, przed tobą droga: malownicza, perspektywicznie ginąca w kolejnym wzniesieniu. Masz wrażenie, że wchodząc na nią stopisz się z tym wzgórzem, znikniesz, zagubisz się w perspektywie. I drżysz z obawy: co się tam kryje, na końcu drogi? A może żadnego końca nie ma? Oddychasz z ulgą, kiedy się okazuje, że po drugiej stronie wzgórza znów kręci się dróżka... Zaczarowany świat... I budzisz się nagle na przystanku kolejowym bądź autobusowym, rozczarowana. Wzdłuż dróg ciągną się płoty ze zmurszałych sztachet, za nimi już coraz częściej nowe piękne domy, rzadko stare drewniane chałupy, które mają klimat i duszę i bardziej pasują do krajobrazu. Zresztą płoty też już są nowe. Wzdłuż dróg rosną tarniny obsypane granatowymi jagódkami, o cierpko-gorzkim smaku, dzikie róże pysznią się koralowymi maślerzami. Wrzosy i dziewięćsiły obrastają skraje hal i łąk. Szkoda, że nie ma grzybów, bo czerwone w białe kropki muchomorki też są piękną ozdobą lasów. Mam nadzieję że jeszcze tej jesieni uda mi się kilka razy trafić w te zaczarowane miejsca.






















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz