czwartek, 16 lipca 2015

Lato w pełni.

Niby jestem na urlopie a z niczym nie mogę zdążyć.Trudno się zdyscyplinować, gdy rytm dni jest zaburzony, wstajesz nie wtedy, jesz o innych porach i stale wydaje ci się, że masz jeszcze mnóstwo czasu. I nagle budzisz się ze świadomością, że własnie urlop minął...Tak naprawdę zostało jeszcze półtora tygodnia, które miną jak sen, a fe, miałam już nie tragizować. Bo wydaje mi się, że jestem doskonale świadoma przemijania...W zeszłą więc sobotę udało nam się zrobić dosyć długą trasę, z Ustronia na Biały Krzyż. Około 22 kilometrów. Szło się bardzo dobrze, gdyż warunki były optymalne. Rano rześko, wręcz chłodno, później również nie za gorąco, nie lało, nie grzmiało, powiewał orzeźwiający wręcz zefirek. Zapachy, jak to w środku lata, powietrze przesycone narkotyczną wonią ziół, ziemia miejscami pachnie sucho kurzem, aż wierci w nosie, w innym miejscu wydziela gorzką woń. Gdzieniegdzie ścięte pnie pachną żywicą, opadłe szyszki wydzielają lepki, również żywiczny aromat. Rozkosz dla powonienia, każda pora roku ma swoje zapachy, lato ma je niezrównane! Poza tym borówki przy szlaku, poziomki słodkie i aromatyczne, a grzybów niestety nie ma. Na łąkach stoją kopy suszącego się siana, da się nawet zobaczyć pasące się krowy czy kozy. Szczęśliwie dotarliśmy na Trzy Kopce Wiślańskie, i na Telesforówkę, tam sobie zrobiliśmy odpoczynek, posiedzieliśmy chwilę jedząc i pijąc. Nic się tam nie zmieniło od ostatniego razu, taka sama ruina jak zawsze. Później na Białym Krzyżu czekając na autobus zjedliśmy obiad. W niedzielę z samego rana poszliśmy na Klimczok, gdzie spotkaliśmy Tereskę, posiedzieliśmy, porozmawialiśmy i poszliśmy do Tomka na Karkoszczonkę, gdzie nie byliśmy już cztery tygodnie. Zostaliśmy przywitani i przyjęci jak marnotrawni synowie, serdecznie i obficie ugoszczeni. Niestety, poniedziałek przywitał nas deszczem, całą ekipą musieliśmy zostać w domu, ekipę tę oprócz nas stanowili nasz syn i jego narzeczona. Trasa była wytyczona, mieliśmy iść z Rycerki na Przegibek, stamtąd na Rycerzową, i na pociąg do Rycerki. Trasa, niestety musi poczekać na lepszą pogodę. We wtorek między deszczami skiknęliśmy na Magurkę, gdzie dokonaliśmy pieczenia kiełbasek. Wycieczka mimo deszczu była udana, pozostał jednak niedosyt, że nie zrealizowaliśmy naszych planów. Teraz lecimy na Wyspy Brytyjskie, więc dwa weekendy nie będę pisała, może po powrocie napiszę jak tam było, jakby kogoś interesowało. No, to bye! 






































Oto kierdel z Bystrej.
























Kasia ma kota, a to kot Kasi.


To nasi przyjaciele: Kasia i Tomek.


To również Oni, w trochę innym wydaniu.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz