niedziela, 31 maja 2015

niedziela, 24 maja 2015

Jesiennie wiosną...

Dzisiejszy dzień okazał się lepszy niż poranek. Rano, gdybym dokładniej przyjrzała się pogodzie, raczej nigdzie nie poszlibyśmy. Niebo, szczelnie pokryte czarnymi chmurami nie zapowiadało rozpogodzeń, no i nie było ich. Poza kilkoma zaledwie rozjaśnieniami w chmurach, po południu, gdy byliśmy u Tomka na Karkoszczonce. Ponieważ z rozpędu zrobiłam śniadanie o 6.30 i przygotowałam kanapki trzeba było się wybrać w drogę. Wyszliśmy za bramkę i okazało się, że mży, no i nie było najcieplej. Ale odwrotu już nie było. W Bystrej, na samym starcie, po wejściu na szlak, naszym oczom ukazał się uroczy obrazek. Na łące, obok której przechodzimy, pasło się stadko owiec, na oko, tak ze czterdzieści. Śliczne! Zaczęłam robić im zdjęcia, a one spragnione towarzystwa podobnych sobie baranów, zaczęły podchodzić coraz bliżej, becząc na powitanie. Przynajmniej zdjęcia okazały się ciekawe. Im dalej w las, tym ciemniej się robiło i bardziej mglisto. Dość, że na głowy obficie kapało z drzew, które oblepione były ciężkimi kroplami, to jeszcze padał sobie deszczyk. Może nie jakiś ulewny, ale lało sobie równo. Jedynym pocieszeniem były widoki, a raczej niejednokrotnie ich brak. Pod Magurą zrobiło się całkiem ciemno, widać było zaledwie na kilka kroków. Atmosfera zrobiła się niesamowita. Ta mgła wcale nie była przyjazna! Można się w takiej mgle poczuć odizolowanym. Chciało się cały czas przyśpieszać kroku, aby jak najszybciej z niej wyjść. Takie dni zdarzają się przecież jesienią, a nie w środku wiosny! Dzisiaj byliśmy jedynymi wędrowcami. W końcu dotarliśmy na Klimczok, w schronisku, oprócz wczorajszych gości, nie było nikogo. Po dłuższym posiedzeniu, po wyjściu okazało się, że przestało padać. Chmury dalej były czarne i wisiały nisko, zeszliśmy więc na Karkoszczonkę, by popołudnie spędzić u Wuja Toma. Tu również nie było tłumów, ale było jak zwykle miło i smacznie.