poniedziałek, 2 marca 2015

Leci ptaszek popod lasek...

Tak się złożyło, że od piątku oglądam świat z perspektywy łóżka. Nie jest to wygodna ani perspektywa ani pozycja. Rzekłabym, że wręcz dołująca jest to pozycja, jedynym pocieszeniem jest tymczasowość i to, że czas nie stoi w miejscu. I poprawa stanu zdrowia, może nie hura-optymistyczna, ale wykazująca tendencje wzrostowe.Choroba spycha człowieka do pozycji petenta, oczekującego na czyjeś zainteresowanie, cholernie jest to dołujące, zaczynasz naprawdę współczuć tym, którzy zalegają na dłużej. No, ale nie będę dłużej się o tym rozpisywać, zgodnie z zasadą, że myśl kształtuje naszą rzeczywistość. Dlatego, daję sobie jeszcze parę dni na powrót do świata zdrowych. A żeby Was nie zawieść moi Drodzy Czytacze, opowiem historyjkę, która wydarzyła się prawie rok temu, 21 marca 2014r. Sobotnim porankiem wyszliśmy z Bystrej na Klimczok. Od węzła szlaków szliśmy płajem. Gdy zaczynałam swoją  przygodę z chodzeniem, zagadką było to słowo. A tu chodzi o ścieżkę opasującą górę łagodnym łukiem. To na tej drodze spotkałam swojego Smoka i, innym razem, zbójników, ale o tym jeszcze nie pisałam. Jest to łagodny szlak, wznoszący się znacznie dopiero pod samym schroniskiem na Klimczoku. Ze szlaku widać schronisko na Szyndzielni i miasto nasze, Bielsko-Białą. Na Klimczoku kilka chwil upojnych spędziliśmy prażąc się w gorącym słońcu. Było naprawdę wiosennie. Zmuszeni byliśmy poddać się presji czasu, gdyż chcieliśmy pójść na Błatnią, a stamtąd do Jaworza na pekaes. Trzeba było wejść na szczyt  Klimczoka, co z racji mojego wrodzonego lenistwa, rzadko robimy. A, że ślepej kurze zawsze ziarno się trafia, tak i mnie spotkała piękna nagroda.W  połowie drogi, wchodząc na szczyt prawą stroną, przystanęłam, aby odsapnąć. Na świerczku, w odległości metra , siedział sobie ptaszek. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyż o tej porze roku ptaszki przejawiają już jaką taką aktywność, uwijając się wokół budowy gniazdek, ale coś mi w nim nie pasowało, nie wiedziałam na razie co. Otóż, onże siedział w bezpośredniej bliskości mej osoby nie przejawiając strachu! Z zapałem grzebał sobie pod paszkami spoglądając filuternie raz po raz na mnie. Spod oka. A oczy miał żółte jak topazy i dzióbek krogulczo zakrzywiony. Ciężko jestem kapująca, więc przez dłuższą chwilę nie mogłam zaskoczyć co widzę! No, bo przecież środek dnia, sowy w dzień śpią, nie wiedziałam nawet, że są takie maleńkie, taka byłam zaskoczona! Dopiero, gdy chciałam zrobić zdjęcie, sóweczka uciekła! W domu, po powrocie, dowiedziałam się, że była to sóweczka zwyczajna, raczej rzadko spotykana na naszym terenie. Sóweczka jest drapieżnikiem, zjada mniejsze ptaszki, a urzęduje w dziupli po dzięciole czarnym. Bardzo lubię obserwować ptaszki, a nawet marzę o tym, by mieć jednego na własność, ale ptak, symbol wolności w niewoli musi być bardzo nieszczęśliwy!


Zdjęcia ze szlaku niebieskiego, zwanego płajem.









W takie piękności obfitują nasze lasy.










A oto mój królewicz:





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz