niedziela, 1 lutego 2015

Zima-ciąg dalszy.

Dzisiejszy poranek rozpoczął się elektrycznie i dźwięcznie. Elektrycznie, czyli same spięcia, bez wkładania palców do kontaktu nawet. Po ogarnięciu tychże,  dzień był samym pasmem miłych zdarzeń i przeżyć. A po wyjściu z domu rozdzwoniły się dzwony w kościołach kakofonią miłych dźwięków i prowadziły nas na przystanek autobusowy. Towarzyszyło nam także "ćwiorzenie" coraz liczniejszych ptaków. Pięknie również prezentowała się Białka. Przecięta mostem, w górnej części była pomarszczona jak brzuch wieloryba, poniżej zaś mostu bladozielona. Wyszliśmy z Bystrej, i na początku nie było źle. Śniegu było w sam raz, las prezentował się pięknie. Ten las, który jesienią pełen był mrocznych cieni, czających się za każdym drzewem, dzisiaj sprawiał wrażenie bardzo przyjaznego. Sprawiało to słońce, które łypało na nas zza drzew blado-złotym krążkiem. Drzewa rzucały długie cienie na diamentowo skrzący się śnieg. Świeże powietrze oszałamiało, przepełniało mnie uczucie wdzięczności za to, że żyję, że jestem zdrowa, że mogę iść przed siebie. Że świat jest taki piękny, kryje w sobie tyle miłości i radości. Czułam, że jestem częścią wszechświata, że jeszcze chwila i sięgnę za zasłonę i odkryję kim jestem i dokąd zdążam! Wspaniała była to chwila! Niestety, nie udało mi się i tym razem, chociaż jestem przekonana, że otarłam się o tajemnicę. Chwila minęła. I wkrótce zaczęła się mordęga. Pod Magurą i na Magurze śniegu było tyle, że droga zajęła nam przeszło 3 godz. Normalnie 1 godz.45 min. Miejscami, daję głowę, śniegu było około metra. Wpadało się po kolana, ale to wszystko pod ciepło świecącym słońcem, owszem, było męcząco, ale nie było wyjścia, trzeba było iść naprzód. Przyznam się, że momentami miałam dosyć. Na Magurze krajobraz przypominał nadmorski, śnieg jak ruchome piaski, zaspy poznaczone przez wiatr esami floresami. Zobaczywszy dach schroniska na Klimczoku odetchnęliśmy z ulgą. Naprawdę byłam zmęczona, bolały mnie nogi, ale już po chwili zapomniałam jak  trudno było postawić  każdy kolejny krok. Spotkaliśmy Tereskę i Juniora [85 lat],zawsze miło się z nimi gada, Dziadek Józek jest mega! A u Tomka, jak zwykle, przesympatycznie! Dzień naładował nas energią na cały tydzień, mam nadzieję, że i mój mąż tak myśli. Bo, i wczoraj i dziś było cudnie.
























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz