niedziela, 8 lutego 2015

Dalej zima...i to jeszcze jaka.

Czekam i czekam na natchnienie...i muza gdzieś przepadła. Chyba ten wiatr pod  Rogaczem to sprawił. A wiało, że hej! Nie mogę się zdecydować, co do natury tego dnia...Rano, gdy się obudziłam, wiadomo zadymka i zawieja,śnieg. Widać było co i jak. Po dłuższym namyśle zdecydowaliśmy się wyjść na Magurkę, do której nam najbliżej. Ale sypało tak, że bożego świata widać nie było! Pod nogami śniegu już dużo, ulica biała, chodniki zasypane...Tyle, że temperatura około zera, więc raczej ciepło. Szliśmy do góry zapadając się w śnieg, którego w lesie też było sporo, ale jeszcze jakoś się szło. Ale, im wyżej, tym było gorzej. Pod Rogaczem zaczęło tak wiać i sypać, że nic nie widziałam przed sobą. Mojego męża, 10 metrów przede mną, nie widziałam. Robiło się coraz zimniej, temperatura wyraźnie spadała, śnieg, a właściwie lodowe igiełki kłuły po twarzy. Ortalion kurtki zesztywniał i szeleścił przy każdym ruchu. Drzewa skrzypiały i pojękiwały ze strachu. Atmosfera grozy udzieliła się również mnie. Natychmiast porobiły się zaspy, naszych śladów już nie można było dostrzec. A mnie po głowie tłukła się przypowieść o pannach roztropnych i nierozsądnych, tych wiecie, od lamp i oliwy. Podeszliśmy jeszcze kawałek i postanowiliśmy wrócić. Wtedy wydawało się to najlepszą decyzją, ale krótko po południu, kiedy zaświeciło słońce, najpierw na chwilę, potem na następną, już nie byłam  tego taka pewna. Dlatego, dzień taki jak dziś, nie mogący się zdecydować, jaki ma być, jest jak kapryśna księżniczka. I przez to, nigdy nie dowiemy się, czy dalibyśmy radę pokonać resztę drogi. I kiedy, tak patrzę za okno, niczego już nie jestem pewna. Dzisiejsza pogoda w kolorze czerni i bieli, nie wpływa pozytywnie na nastrój, wręcz wzbudza depresyjne odczucia. Czekam więc z niecierpliwością na nadejście, muszę to niestety napisać, wiosny!




























2 komentarze: