niedziela, 7 grudnia 2014

Strachy na lachy...

Zwykła droga na Klimczok,rzeczywiście byłaby zwykła gdyby nie przygody, które stale mi się tam przydarzają. Prawie jak w trójkącie bermudzkim... Ostatnio nawiedzały mnie po drodze duchy 
a i dzisiaj coś dziwnego mnie spotkało... 




Trochę popadywało, szłam więc w kapuzie na głowie, a że woda kapała mi na nos, głowę miałam spuszczoną w dół. W pewnym momencie jakiś impuls kazał podnieść mi głowę i... zaniemówiłam 
z wrażenia i nogi zatrzęsły się pode mną jak galareta. Przed mną, za mną i wokoło stało kilka dziwnych postaci. Po oswojeniu się z rzeczywistością, zrozumiałam, że naprzeciwko mnie stoi najprawdziwszy zbójnik beskidzki. Z długimi potarganymi włosami, ze zmierzwioną brodą, w ręku tańczyła mu ciupaska, hej! 
Padom do niygo: proszę Was piyknie panie zbojniku, chcę przejść! A on do mnie: nie tak pryndko panicko nojpiyrw mi powiedzcie czy mocie co ze złota? Gorączkowo myślę co mu odpowiedzieć 
i palnęłam: serce mom ze szczyrygo złota ponie zbojniku! 
A to pewnie ście turystka? A przykazań prawdziwego turysty dotrzymujecie? Góry kochocie, ciszę 
w lesie zachowujecie? Służycie innym pomocą jak potrzebują? Zza szczękających zębów wydobyło się niewyraźne: tak! 
Nagle słyszę: co ty tak długo tam marudzisz? Były to słowa mojego męża, które przerwały czar! 
A nie wiadomo co mogło się wydarzyć! Hej!






1 komentarz: